W związku z tym, że pomiędzy temperaturą w
Polsce a temperaturą na Sri Lance jest jakieś 25-30 stopni różnicy z moim
organizmem bywa dość różnie :) W niedzielę wieczorem byłam dość wykończona po
podróży. W poniedziałek rano wstając do pracy o godzinie 7.00 (w Polsce była
godzina 2.30…) mój zegar biologiczny mówił: „Idiotko, wracaj do spania – jest
środek nocy!”
Zmiana czasu + brak kawy niezbyt dobrze
wpływały na moją percepcję rzeczywistości. We wtorek było nieco lepiej, ale
przez to, że w ciągu dnia padało kilka razy i były niezłe skoki ciśnienia,
koszmarnie rozbolała mnie głowa i dostałam mdłości… Na moje nieszczęście
wieczorem mama rodzinki, u której mieszkam, przygotowała specjalnie dla mnie
srilankańskie jedzenie – miris neti (nie ostre, łagodne). Nie dałam rady zjeść
zbyt wiele, głupio tak było zostawiać, ale żołądek nie był w stanie przyjąć
czegokolwiek. Szkoda było mi kobietki,
bo postarała się, a nikt inny by tego nie zjadł, bo skoro nieostre, to też niesmaczne…
Za to w środę było już znacznie lepiej, jak
wróciłam do „gedere” („dom”), koniecznie chciałam zjeść coś srilankańskiego.
Oczywiście miris neti. I tutaj był mój Pierwszy Raz – ale czego dotyczyl, to opowiem przy okazji
jedzenia.
Wczoraj wieczorem zauważyłam na moich łokciach
czerwone kropki. Prawdopodobnie są to ugryzienia, ale nie bardzo wiem po czym
:P
Dzisiaj z kolei dostałam wysypkę na łydce :P
Prawdopodobnie od potu… Chociaż trudno stwierdzić. W szkole jako nauczyciel
(haha) muszę przestrzegać pewnych zasad ubierania się, czyli bluzki z rękawami
i albo długie spodnie albo długie spódnice. Co niekoniecznie mi służy...
Poza tym dosyć szybko złapało mnie słońce –
wieczorem poszłam z siostrami Yaszi (dziewczyny, u której mieszkam) na spacer.
Był już wieczór, słońce w zasadzie zachodziło, więc złapało mnie w ciągu
jakichś 15 minut może.
Pomału przyzwyczajam się też do zimnego
prysznica. Co prawda każdego wieczoru przeżywam szok termiczny i chwilę trwa
zanim znikną dreszcze, a i włosy też niekoniecznie lubią zimną wodę, ale można
przywyknąć.
Zdanie „Muszę przywyknąć do” – „I have to get
used to…” jest najczęściej pojawiającym się zdaniem w moich ustach. Muszę
przywyknąć do Sringlish, czyli do srilankańskiego akcentu, do wody, do
jedzenia, do klimatu, do zaciekawionych spojrzeń na ulicy, do szaleńczej walki
na ulicach w tuk-tuku lub na przejściu dla pieszych… Ale już nie takie rzeczy
się robiło :P
No i oczywiście jeszcze do dzisiaj nie
wyschłam po prysznicu wziętym w niedzielę…
Ponizej zdjecie z Pudzia (po lewej, siostra Yaszi) i dzieciaki z sasiedztwa. Ogladalismy na moim laptopie Strusia Pedziwiatra :P
Ogrodek u sasiadow:
P.S. Postaram sie pisac na moim laptopie i potem
przerzucac tekst na pendriva i na komputer w biurze - co by byla polska
czcionka. Ale pewnie roznie z tym bedzie :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz