06.04 był to Poya Day, czyli czas pełni księżyca. Razem z Nadishą wsiadłyśmy rano do autobusu ekspresowego do Galle (na południu Sri Lanki), który jechał jedyną na Sri Lance autostradą. Jakieś 110 km pokonałyśmy w 1,5 h (standardem bywało pokonanie 20 km w 1 h...).
Galle było stolicą holenderskiej kolonii, czego ślady można nadal zauważyć w architekturze, zresztą samo centrum miasta zwane jest "Dutch Village". Jest to teren ogrodzony fortyfikacjami, z kościołem katolickim, ewangelickim, z meczetem i świątynią buddyjską wewnątrz. Kręciło się tutaj wielu obcokrajowców, głównie z Holandii, w sumie trudno się dziwić.
Kontrast z Colombo ogromny - cicho, spokój, wiatr buzujący po wąskich uliczkach...
Kościół prawie jak w domu :P
Przyjemnie tam się spacerowało. Trochę też powspinałyśmy się z Nadishą po fortyfikacjach, co by drogi nie nadkładać. Dla niej była to nowość :P
Więcej fotek z Galle:
Tego samego dnia wybrałam się jeszcze do Hikkaduwy, ale to w następnym wpisie. Trza się do pracy zbierać.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz