11.04
I standardowo pół dnia w autobusie. W Pollonaruwa od razu wyhaczył mnie kierowca tuk-tuka proponując nocleg, jak się okazało, u jego znajomego. Tam spotkałam dwóch Francuzów, z którymi potem spędziłam cały dzień.
W Pollonaruwa również znajduje się starożytne miasto, które zostało stolicą Sri Lanki po tym, jak Anuradhapura została najechana i zniszczona przez indiańskie plemiona. I to miasto, podobnie jak Anuradhapura, jest wpisane na listę UNESCO.
Mieliśmy dwie opcje transportu: gnieździć się w trzy osoby w tuk-tuku (i nie płacić za bilety, tylko odpalić coś kierowcy) albo wypożyczyć rowery, ale przy pełnopłatnym bilecie. Ja w sumie za długo się nie zastanawiałam - to był mój ostatni dzień, więc po prostu chciałam spędzić go przyjemnie :) A więc na rower! Chłopaki stwierdzili, że dla nich to i lepiej.
Jedyny problem na rowerach był taki, że co rusz musieliśmy przypominać sobie nawzajem, by poruszać się lewą stroną drogi...
Starożytne miasto w Pollonaruwa jest znacznie mniejsze niż w Anuradhapura, ale też znacznie lepiej jest zachowane i robi ogromne wrażenie.
Poniżej fotka z sali audiencyjnej - posąg lwa służył ponoć jako tron:
Oczywiście na całym obszarze znajduje się cała masa świątyń buddyjskich. Tutaj też wejście strzeżone jest przez dwóch strażników poprzedzonych kamieniem księżycowym:
Niestety tego też dnia zepsułam swój aparat fotograficzny... Jakim cudem - nie mam pojęcia. W każdym razie zdjęcia wychodziły na biało, nic w zasadzie nie było na nich widać, więc zaczęłam robić krótkie filmiki, żeby jakkolwiek uwiecznić to miejsce. Żałuję zresztą, że przed wyjazdem na Sri Lankę nie zafundowałam sobie nowego aparatu :/
Co ciekawe - po jakichś 2 godzinach kombinowania z aparatem okazało się, że na zoomie da się jednak fotki strzelać. Także coś tam jeszcze udało mi się wyłapać...
W międzyczasie zawitaliśmy do centrum miasta, gdzie powitano nas informacją, że do Sri Lanki zbliża się... tsunami. Wraz z tutejszymi legliśmy w kafejce przed telewizorem, gdzie podawano non-stop informacje odnośnie sytuacji na oceanie, trzęsienia ziemi, które również dotknęło Colombo, ewakuacji całego wybrzeża... Panika wybuchła na całej wyspie - trudno się dziwić, skoro w 2004 w wyniku tsunami zginęło tutaj 40 tys. ludzi.
Zaraz z Francuzami poszliśmy do kafejki internetowej, co by powiadomić rodziny i znajomych, że znajdujemy się wewnątrz wyspy, więc jesteśmy bezpieczni. Posypały się też smsy i telefony na moją komórkę od znajomych z Colombo, ale wkrótce sieć była przeciążona i już nigdzie nie dało się dodzwonić.
Po paru godzinach okazało się, że sytuacja nie będzie szczególnie niebezpieczna. Za to rozbawił mnie sms od Desha: "Hej! Tak tylko się zastanawiam jak z Twoim jutrzejszym powrotem do Colombo... Jutro zaczyna się świętowanie Nowego Roku, co oznacza mniej autobusów, plus panika w związku z tsunami... Good luck!!"
Ale nie było ostatecznie tak źle :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz